Hermiona obudziła się dość
wcześnie rano. Ciche pochrapywanie Rona, świadczyło o tym, że chłopak wciąż
spał. Złote promienie porannego słońca zalały mały pokój, w którym się
znajdowali. Nim myśl o tym, że niebawem zostanie panią Weasley dotarła do
Hermiony, uderzyło ją ogromne pragnienie i ból głowy, tym gorszy, że światło
raziło ją idealnie w oczy. Dziewczyna wstała i zeszła na dół. Zaklęcie na kaca
nie istniało, a sprawdzone mugolskie sposoby wcale nie były takie złe. Gryfonka
chwyciła szklankę soku pomidorowego i wyszła do ogrodu, żeby się przewietrzyć, a przy okazji zerwać kwiatki do wazonu, bo stare już
zwiędły.
- Dokąd idziesz Harry? – zapytała
Hermiona, widząc oddalającego się przyjaciela.
- Do ministerstwa magii. Dostałem
wezwanie. Mam być świadkiem podczas procesu – wyjaśnił chłopak, zapinając
bluzę.
- Świadkiem? – zdziwiła się
Hermiona. – W jakiej sprawie? – dociekała.
- Sam chciałbym wiedzieć – odparł
chłopak. – Ale chcąc nie chcąc muszę się tam zjawić – Potter posłał
przyjaciółce ciepły uśmiech. – A jak ty się czujesz w roli przyszłej pani
Weasley? – zagadnął. Miał Ronowi za złe, że nie wręczył pierścionka Hermionie.
Nie dość, że Harry dołożył się do niego przyjacielowi, bo Rona zwyczajnie nie
było stać na taką biżuterię, to jeszcze Potter sam go wybierał, bo jego kumpel
stwierdził, że nie ma pojęcia, co kupić. Ron chciał tylko, żeby Hermiona się
zgodziła, nie przykładał większej wagi do tego, jak się jej oświadczy.
- Dobrze – odpowiedziała
niepewnie dziewczyna, bo owa myśl dopiero do niej dotarła. Niebawem miała wyjść
za mąż.
- Hermiono, - zaczął Harry z
rozbawieniem przyglądając się szyi przyjaciółki. To, co na niej widniało,
potwierdzało słowa dziewczyny. – Widziałaś się dzisiaj w lustrze?
- Nie, dopiero wstałam – wyznała.
– Czemu…? – już miała pytać, gdy nagle zrozumiała, o co chodzi jej
przyjacielowi. – Zabiję go – zezłościła się gryfonka.
- Spokojnie. Prawie
nie widać – było to duże niedomówienie, tak jakby powiedzieć, że ciasteczka
Hagrida były puszyste i rozpływały się w ustach, ale przynajmniej poskutkowało.
- No dobrze – westchnęła
dziewczyna. – Dasz mi pięć minut? Też muszę jechać do Londynu, moglibyśmy
wybrać się razem.
Harry ochoczo przytaknął na jej
propozycję. Wiedział wprawdzie, że pięć minut oznacza co najmniej piętnaście,
ale miał jeszcze godzinę do umówionego spotkania, a zamiast pojechać, zawsze
mogli po prostu przeteleportować się na miejsce. O dziwo Hermiona stała na dole
gotowa do podróży już po dziesięciu minutach. Dwójka młodych czarodziejów
chwyciła się za ręce i już po chwili nie było ich pod Norą.
Wylądowali na ulicy przed wejściem
do Ministerstwa Magii. Szpital, do którego zmierzała Hermiona, znajdował się
zaledwie kilka przecznic dalej, a dziewczyna zawsze lubiła spacery. Dwójka
przyjaciół przytuliła się na pożegnanie i każde z nich ruszyło w swoją stronę.
Zanim winda w budce telefonicznej
zabrała Harry’emu sprzed oczu świat mugoli, zdążył dostrzec brązowowłosą
gryfonkę wpatrującą się w wystawę pobliskiego sklepu. Zrobiło mu się żal
przyjaciółki, gdyż z tego, co pamiętał, był to jubiler.
***
Hermiona spojrzała na witrynę
sklepu. Zawsze uwielbiała biżuterię Lilou, była taka prosta, a przy tym bajkowa,
przez co od razu kojarzyła się z Luną. Dziewczyna weszła do sklepu i ustawiła
się w małej kolejce do kasy. Posuwała się dość powoli. Hermiona odebrała zamówienie i skierowała się do wyjścia.
Kątem oka natrafiła na wystawę pierścionków. Poczuła delikatne ukłucie, ale
zignorowała to i wyszła ze sklepu. Miała piękny prezent dla przyjaciółki i
wychodziła za mąż za chłopaka, który ją kochał. Głupia błyskotka nie robiła jej
przecież żadnej różnicy.
***
Od kilku godzin Hermiona latała
po wszystkich kondygnacjach i we wszystkich możliwych kierunkach. Przynieś,
podaj, pomóż, zaprowadź, porozmawiaj, pobaw się. Najbardziej lubiła te dwie ostatnie
czynności i chodź wszystko, co robiła, przepełniało ją dumą i uczuciem
spełnienia, to nie mogła zaprzeczyć, że praca wolontariusza była niezwykle
wymagającym i męczącym zajęciem. W ostatnich tygodniach dziewczyna schudła
kilka funtów i nie było szans na nadrobienie wagi, nawet na obfitych obiadkach
jej przyszłej teściowej.
W końcu dziewczyna znalazła
chwilę przerwy i skoczyła do pobliskiego kiosku po coś do jedzenia. Jej panini
właśnie siedziało w piecu, gdy gryfonka kątem oka dostrzegła, jak ktoś
wyglądający znajomo wchodzi do szpitala. Zainteresowana uniosła głowę, aby
przyjrzeć się tej osobie ale zdążyła tylko dostrzec chowającą się za framugą
blond czuprynę.
- Malfoy? – wyszeptała zdziwiona.
A czego on tam szukał? Hermiona nie widziała Dracona od czasów Bitwy o Hogwart,
tym bardziej jego widok wywołał jej zainteresowanie.
- Że co? – bąknęła otyła
sprzedawczyni, nie rozumiejąc, co dziewczyna mamrocze pod nosem. Hermiona
pokręciła tylko głową, wzięła swoją kanapkę, zapłaciła i czym prędzej pognała w
kierunku wejścia do szpitala. Gdy już znalazła się w środku, rozejrzała się
dookoła, ale po tlenionym blondynie nie było ani śladu. Dziewczyna zaklęła pod
nosem i podeszła do rejestracji. Na pytanie o nazwisko Malfoy usłyszała tylko,
że wszystkie dane pacjentów są chronione i że recepcjonistka nie jest
upoważniona do upowszechniania ich. Nie pomogły wyjaśnienia, że Hermiona jest
tu wolontariuszem, za to zaskutkowały zagonieniem jej do pracy przy ważeniu
jakiegoś okrutnie śmierdzącego i podrażniającego śluzówkę eliksiru, przez co dziewczyna
non stop musiała sięgać po chusteczki.
Mimo to postawiła sobie za punkt
honoru dowiedzenie się, czego ten ślizgon szukał u św. Munga.
***
W jadalni zebrali się wszyscy. Ostatnia przybyła
oczywiście Hermiona, chociaż dzisiaj udało jej się wyrobić do dwudziestej.
Podano posiłek i domownicy zabrali się za jedzenie. Jak co dzień rozmawiali o
wielu sprawach, popijając wino. Ron spojrzał ostrożnie na swoją
wybrankę, widząc, że nie jest zła za wczoraj, uśmiechnął się do niej różowiąc
się przy tym. Hermiona odwzajemniła uśmiech i pochwaliła się prezentem, jaki
zakupiła dla Luny. Siedzący przy stole ochoczo pochwalili jej zakup, chociaż na
słowa „byłam dzisiaj u jubilera” Ron
nagle pobladł i wyglądał jakby miał zaraz zemdleć.
Urodziny Lovegood wypadały już za tydzień i
planowano zorganizować przyjęcie niespodziankę na cześć solenizantki.
Najbardziej podekscytowana tym zamiarem była Ginny i wkładała jego realizację całe
serce oraz niekoniecznie szczęśliwego z powodu dodatkowych obowiązków Harry’ego. Dla dziewczyny była to okazja, aby w końcu zając się czymś wesołym i przyjemnym, a urodziny przyjaciółki były póki co najlepszą ku temu sposobnością.
Kiedy wszyscy rozeszli się do swoich spraw, a
siostra Rona zaciągnęła brata do robienia dekoracji, w salonie zostali
już tylko Harry i zaczytana Hermiona.
- Posłuchaj, – zwrócił się do przyjaciółki chłopak
siadając jak najbliżej i zniżając głos do szeptu. – Byłem świadkiem w procesie
Draco Malfoy’a – wyznał chłopak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz